piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 4. - "GOODBYE"


"Spędziłam trochę czasu w Nowym Orleanie, musiałam po tym wszystkim jakoś dojść do siebie - w końcu straciłam starego, dobrego przyjaciela, którym był Kol. Zawsze mi na nim zależało, a więc taka strata musiała zaboleć. Musiałam jakoś pozbierać myśli, teraz jest wiele lepiej. Cóż, wszystko w porządku, dzięki Elijah. On jest wspaniałą osobą, cieszę się, że go poznałam, ponieważ to on był przy mnie cały czas, za co mu jestem bardzo wdzięczna. 
Zapomniałabym, znam całą historię na temat śmierci Kola, wiem, że to Elena i jej brat - Jeremy go zabili. Oprócz tego wrócił Silas i prawdę mówiąc, mimo tego, iż sądzą, że go się pozbyli, nie byłabym taka pewna, czy jest to prawdą, ze względu na to, że zwykłe zaklęcie wymawiane przez zwykłą czarownicę nie mogłoby go pokonać...
Chcę porozmawiać z Kolem. Wiem, że jest martwy, ale jest przecież po drugiej stronie, a ja jestem czarownicą. Poza tym dawno nie byłam w Mystic Falls - chyba minęło wystarczająco dużo czasu, abym mogła tam znów pojechać. Z resztą, czas najwyższy poznać zabójców Kola. Szkoda, że Elijah nie może ze mną jechać. Obiecał, że mnie odwiedzi, ale na razie musi pomóc Klausowi. Nadal sądzi, że dziecko brata, może pomóc zjednoczyć im rodzinę. Poza tym uważam, że on nadal coś czuje do Katherine, po ostatnim czasie, chyba mają sobie jeszcze co wyjaśnić, chociaż, to nie moja sprawa... nie wnikam. Wszyscy mają tyle spraw, czy problemów na głowie... Będę musiała sama jechać i sama wszystko załatwić, ale zawsze tak jest i zawsze sobie radę daję, dlaczego tym razem miałoby być inaczej?"

Liz wsiadła do samochodu, gdy nagle zobaczyła Elijaha.
-Hej - pomachała.
-Chciałaś wyjechać bez pożegnania? - Elijah uśmiechnął się, w tym samym czasie Liz wysiadła z samochodu.
-Przecież się zobaczymy, pamiętasz? Obiecałeś. - powiedziała, podchodząc do chłopaka.
-Cieszę się, że jesteś szczęśliwa - oznajmił.
-To, że się uśmiecham nie znaczy, że jestem szczęśliwa. Nie jest źle, ale wciąż odczuwam smutek... i złość - powiedziała, dodając:
-Złość, którą mam zamiar wykorzystać.
-Tylko nie zrób niczego głupiego. - Powiedział Eljah.
-Nie zrobię, spokojnie... Nie jestem lekkomyślna. - mówiąc to pocałowała go w policzek na pożegnanie, dodając:
-Do zobaczenia.
-Miłej podróży - odpowiedział Eljah, wpatrując się jak Liz wchodzi do samochodu i odjeżdża. 

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 4. - "POOR YOU"

Nowy Orlean. Był wieczór, Elijah i Liz szli pustą ulicą rozmawiając.
-Muszę wejść do środka - powiedziała dziewczyna, wskazując drzwi budynku, znajdującego się przy ulicy.
-Mogę pójść z tobą - zaproponował chłopak, zatrzymując się wspólnie z Liz w pobliżu wskazanego miejsca.
-Nie, załatwię to sama - powiedziała stanowczo, po czym dodała:
- To nie zajmie mi dużo czasu... Jak chcesz to poczekaj - uśmiechnęła się, odchodząc.
Liz weszła do środka, a Elijah został na zewnątrz, stojąc niedaleko budynku. W pewnej chwili jego oczy zasłoniła dłońmi dziewczyna, znajdująca się za nim. To była Katherine.
-Stęskniłeś się? - zdjęła ręce z jego twarzy, a Elijah odwrócił się, mówiąc:
-Katherine...
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? Myślałam, że coś jeszcze dla ciebie znaczę... - mówiła,
-Tylko nie kłam, że mnie nie kochasz, pewnie ciągle o mnie myślisz - ciągnęła.
-Zapomniałaś? Nie jesteśmy już razem - przerwał jej.
Katherine zrobiła smutną minę i odwróciła się tyłem.
-No cóż, szkoda - powiedziała cicho, dodając:
-Nie sądziłam, że to tak się skończy.
Elijah nie wiedział o co jej chodzi, podszedł do niej, pytając ze zdziwieniem:
-Co się skończy?
-My - Katherine odpowiedziała krótko, uśmiechając się lekko.
Chłopak się zdenerwował, wiedział, że Katherine nigdy nie chodziło o niego, nie mógł jej teraz tym bardziej wierzyć. To, że jest człowiekiem niczego nie zmienia, przecież nadal jest tą osobą kim była.
-Katherine, proszę cię, nie mów mi, że chodzi o nas, bo nigdy tak nie było. Zawsze chodziło tylko o ciebie, nie o mnie, z resztą nie tylko w moim przypadku - tłumaczył ze złością dziewczynie, gdy nagle przed nią pojawiła się Liz.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytała, odpychając mocno Katherine, która upadła na ziemie.
-Liz?! - powiedziała zaskoczona Kath, widokiem czarownicy.
Zaczęło wiać.
-Myślałaś, że nie żyję? - Liz uśmiechnęła się fałszywie, schylając się do Katherine siedzącej na kolanach.
-Biedna Katherine - położyła dłoń na jej policzku, mówiąc spokojnym, udającym współczucie głosem.
-Myślałaś, że nie żyję? - powtórzyła nerwowo, uderzając Katherine.
-Nie żyję, tak jak inne czarownice, czy tak jak Kol? - dodała, kiedy szybko podbiegł do niej Elijah zabierając ją na drugi koniec ulicy.
-Co ty robisz? - zapytał chłopak.
Nagle poczuł ból. Złapał się za głowę, a wiatr stał się mocniejszy. Ból nasilał się, Elijah cierpiał. To była sprawka Liz, to przez zaklęcie chłopaka bolała głowa.
Kiedy ból był nie do zniesienia, Elijah upadł na ziemię i zaczął krzyczeć.
-Przestań! - próbował ją powstrzymać, a w między czasie Katherine zniknęła, musiała uciec.
-Liz błagam, przestań - krzyczał.
-To przez nią Kol nie żyje... - zaczęła płakać, przerywając zaklęcie, kiedy opadała powoli na ziemię.
Elijah wstał i podszedł do niej. Liz siedziała oparta o ścianę, zakrywając twarz dłońmi.
-To nie była ona - powiedział chłopak podając jej dłoń, aby wstała.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 3. - "LIFELESS"

Przeszła do drugiego przedziału. Zajrzała do pierwszej kabiny. Była pusta. Usiadła zmęczona po ostatnich dwóch dniach. Oparła się o szybę, zamknęła oczy i zasnęła.

"Było tak samo jak ostatnio. Znajomy, długi korytarz bez końca. Woda, para, dym, ogień i Kol. Umierający Kol. Tym razem koło płonącego ciała stały dwie osoby. Młody, wystraszony chłopak i dziewczyna przypominająca swoją sylwetką Katherine Pierce"~L
Obudziła się. Była pewna, że to Katherine.
-To Katherine zabiła Kola?! To była ona... Chociaż... To nie może być prawda, dlaczego miałaby to zrobić? Poza tym, on żyje, jestem tego pewna - powiedziała w myślach sama do siebie, kiedy do pomieszczenia wszedł wysoki, dobrze  zbudowany  chłopak.
-Wyglądasz jak starsza wersja Kola... Musisz być Elijah - zaczęła.
-Zgadza się, ale przynajmniej ja w porównaniu do mojego brata żyję -odpowiedział siadając koło dziewczyny.
-Kol nie żyje? - zdziwiła się. Na jej twarzy pojawił się smutek, miała oczy we łzach.
-Niestety...
-To nie prawda, on żyje, musi żyć - mówiła, przecząc samej sobie. Wiedziała, że Elijah mówi prawdę, ale nie mogła jej do siebie dopuścić.
-Spokojnie - próbował ją uspokoić, obejmując.
-Skoro wiesz kim jestem, kim jest Kol, czy to kim ty jesteś jest jakąś tajemnicą? - zapytał spokojnym głosem, trzymając ją.
-Nie - odsunęła się, zabierając ręce Eljah z siebie.
-Jestem Liz, Liz Stafford - dodała.
Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem, był pewny, że już gdzieś wcześniej słyszał to imię. W końcu przypomniał sobie...
-To ty odprawiałaś te rytuały czczące Silasa? - zapytał.
-No co ty?! Jasne, że nie. Wręcz przeciwnie. Szukałam zaklęcia, które mogłoby pomóc pokonać Silasa w razie jego powrotu.  - odpowiedziała Liz, wycierając łzy.
-Czy udało ci się je znaleźć? - zapytał z nadzieją Eljah, uśmiechając się.
-Może - dziewczyna odwzajemniła uśmiech.